Pielęgniarka i położna za dekadę? W jakim kierunku podążać?
Rola pielęgniarek i położnych w systemie ochrony zdrowia powinna być wzmacniana, a one same powinny bardziej uwierzyć w swoje kompetencje i kwalifikacje. Rozwijać się i nie bać inicjować zmian. System nie jest idealny, ale najwięcej zależy od miejsca pracy. Czym za dekadę powinny się zajmować tak naprawdę te grupy medyczne? Eksperci i praktycy mają odpowiedź.
W czasie ostatniej z cyklu konferencji okręgowych rad pielęgniarek i położnych, tym razem w województwie podlaskim, poświęconej promowaniu bezpłatnych kursów, których celem jest przeszkolenie i podniesienie kwalifikacji 31,5 tys. pielęgniarek i położnych z całej Polski podjęto próbę odpowiedzi na pytanie: „co będzie robiła pielęgniarka i położna za 10 lat?”.
- Jeśli patrzymy na rozwój pielęgniarstwa trzeba mieć wizję 5-10 lat. Ten system opieki zdrowotnej i to, co obserwujemy doprowadzi do tego, że pozycja pielęgniarki i położnej będzie bardziej ugruntowana, prestiż zawodu umocniony. Pielęgniarki dostaną nowe uprawnienia – przewiduje prof. dr hab. n.med. Maria Kózka z Zakładu Pielęgniarstwa Klinicznego, Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.
Równocześnie ekspertka zauważyła, że jedyną pewną jest zmiana, zarówno w świadomości osób wykonujących ten zawód, ale też zmienić musi się sam system.
- Jestem w tym zawodzie od 40 lat, ściśle związana z praktyką i kształceniem na różnych poziomach i myślę, że nasze środowisko musi przejść wewnętrzne duże zmiany. Na każdym poziomie. To pora, bez względu na to, jakie miejsce zajmujemy w systemie opieki zdrowotnej, jakie pełnimy funkcje, by to zmienić ten stan, który jest (…) Dzisiaj chcemy czegoś więcej – powiedziała prof. Kózka.
Zaapelowała również do środowiska o to, by zacząć od siebie i swojego miejsca pracy.
- Potrzebne nam jest dobre przywództwo w miejscu pracy, czyli motywowanie i angażowanie bez przymusu. Wskazywanie pewnych kierunków. Specjalista w dziedzinie pielęgniarstwa, który kończy studia magisterskie, to osoba, która może być takim przywódcą. Chodzi o dyskusję, wymianę poglądów w zespole, szkolenia. Zmiana podejścia każdej pielęgniarki - teraz jest na to właściwy moment, bo kwalifikacje i kompetencje większość z nas już ma – podsumowała prof. Kózka.
„I have a dream”
O odpowiedź na pytanie dotyczącą roli tego zawodu za dekadę pokusiła się również dr hab. n. o zdr. Aleksandra Gaworska-Krzemińska, prof. Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, przywołując słynny cytat z Martina Luthera Kinga, który w oryginale brzmiał: „I have a dream”.
- Co mi się marzy? – zapytała i wskazała na dwie kwestie. Na wzmocnienie znaczenia tego zawodu w podstawowej opiece zdrowotnej oraz na wykorzystanie ogromnej wiedzy i doświadczenia jego przedstawicielek w opiece wysokospecjalistycznej.
- Pierwszym moim marzeniem jest to, by rzeczywiście umocnić pielęgniarkę w systemie POZ. (…) Marzy mi się również, byśmy wydzielili pielęgniarki zaawansowanej praktyki. To się sprawdziło w wielu innych krajach. Są liczne przykłady, że pacjenci, którym taki personel opiekuje się, są świetnie prowadzeni. Chciałabym bardzo, by te dwa obszary funkcjonowały w naszym kraju - zaznaczyła prof. Gaworska-Krzemińska.
Ekspertka odwołała się do doświadczeń międzynarodowych, które można by przełożyć na polski grunt. Pokazują one m.in., że większość zdrowotnych potrzeb pacjentów (nawet 80 proc.) załatwianych jest ambulatoryjnie.
- Ta proporcja w Polsce jest odwrotna. Nasi pacjenci kompletnie niezdiagnozowani trafiają do szpitala i tam dopiero zaczyna się diagnostyka. Oczywiście nie mówię tutaj o przypadkach nagłych, urazowych. Dlatego właśnie POZ jest kluczowy – powiedziała. Przywołała przykład Danii – kraju, który ma 5 mln mieszkańców i ponad 500 wysp i odniosła do Podlasia.
- Oczywiście tutaj mamy jeden teren, ale też w tym regionie nie ma dużej liczby placówek medycznych. Dlatego właśnie w takich miejscach powinniśmy zapewnić opiekę POZ, w którym to pielęgniarka powinna jako pierwsza kontaktować się z pacjentem – wstępnie ocenić jego stan zdrowia, wykonać badanie fizykalne, wystawić e-receptę. Wyobraźcie sobie państwo, że w Danii w podstawowej opiece jest fotel ginekologiczny, badanie oka, słuchu. Tam się pacjenta nie wysyła do specjalisty, tylko podstawowe problemy zdrowotne rozwiązywane są w POZ i to przez pielęgniarki. Opiekują się one też pacjentami przewlekle chorymi. To samo dzieje się w położnictwie – Holandii, Anglii. Kobieta w ciąży fizjologicznej w ogóle nie ogląda lekarza. Po co? – wyjaśnia ekspertka.
Zmiany już zachodzą – nie chochelką, a łyżeczką
Z kolei dr hab. nauk o zdrowiu, Grażyna Iwanowicz-Palus z Zakładu Opieki Specjalistycznej w Położnictwie Collegium Maximum Uniwersytetu Medycznego w Lublinie wyraziła nadzieję, że położna wręcz zastąpi lekarza ginekologa w przypadku prawidłowo rozwijającej się ciąży.
- Życzyłabym sobie tego i trochę to już się dzieje w myśl zasady: „nie chochelką, a łyżeczką”. Powolutku. Musieliśmy czekać długo, zanim pojawiły się kontraktowane świadczenia. To jest o tyle trudne, bo kompetencje położnej przeplatają się z kompetencjami lekarza położnika-ginekologa w zakresie fizjologii. Obecnie wciąż jeśli kobieta ciężarna potrzebuje zwolnienia i trafi do lekarza, to do położnej już nie wraca – zauważyła dr Iwanowicz-Palus.
Zauważyła też, że zwiększenie znaczenia położnej w opiece nad kobietami w ciąży będzie poniekąd wymuszone tym, że coraz mniej studentów medycyny wybiera taką specjalizację.
- A dlaczego? Bo rękę i oddech prokuratora czuje się od momentu wejścia na oddział – podsumowała ekspertka.
Zdałyśmy egzamin w pandemii
Uczestniczki debaty były też zgodne, że w wielu innych krajach pielęgniarki i położne mają wiele dodatkowych kompetencji. W naszym kraju to wszystko jeszcze raczkuje, a ich kwalifikacje (wiedza teoretyczna) i kompetencje (praktyczne umiejętności nabywane poprzez kursy i szkolenia) nadal w dużym stopniu są marnotrawione. Ale epidemia wiele temu środowisku i pacjentom uświadomiła.
- Pielęgniarki w POZ wydawały przez okienko skierowania, zaświadczenia i recepty, a lekarze udzielali teleporad. Co stoi na przeszkodzie, by pielęgniarka, która pracuje w placówce Podstawowej Opieki Zdrowotnej i musi mieć ukończone w tej chwili studia licencjackie i specjalizację w dziedzinie pielęgniarstwa rodzinnego, oceniała co jest normą zdrowotną, a co patologią? W tym drugim przypadku może spokojnie kierować do specjalisty – stwierdziła prof. Kózka.
W podobnym tonie wypowiadała się mgr pielęgniarstwa Ewa Polkowska, pracownik Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych, który realizuje kształcenie podyplomowe.
- Czas pandemii zmienił nas. Nagle to, co wydawało się niemożliwe – uzyskać konsultację przez telefon, e-receptę – stało się możliwe. Być może to będzie krok milowy w pielęgniarstwie, byśmy nabrali wszyscy zaufania nie tylko do kwalifikacji, ale własnych kompetencji. To często moim koleżankom powtarzam: wiele umiecie, wykorzystajcie to! Nie bójcie się wykonywać wielu czynności. Chodzi o zmianę naszej świadomości i zaufanie w nasze umiejętności, nie poddawanie się - tłumaczyła Polkowska.
Również dr hab. Jolanta Łodzińska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie wyjaśniała, że każda forma kształcenia i rozwoju jest bardzo dobra i każdy powinien wybierać swoją ścieżkę zawodową. Pielęgniarki i położne podejmują się wielu różnych zadań, choć wśród nich jedno jest najistotniejsze.
- Nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów. Pielęgniarki wykonują wiele czynności. Walczą na frontach, reprezentują nas w Sejmie, Senacie, w aulach wykładowych, ale najważniejsze są pielęgniarki, które pracują przy łóżku chorego – zaznaczyła dr hab. Jolanta Łodzińska.
Jednocześnie podsumowała, że „wykształcona, zdrowa, bezpieczna pielęgniarka, to bezpieczny pacjent”.
Ewolucja czy rewolucja?
Specjalistki zwróciły też uwagę na to, że pielęgniarki i położne są doskonale przygotowane, ale też chętne do tego, by wykonywać dodatkowe czynności przy pacjencie, by odciążać lekarzy. Ale czy o to powinny walczyć otwarcie pod egidą samorządu zawodowego na Wiejskiej czy raczej czekać aż życie wymusi pewne zmiany w systemie?
- Wyjście na ulicę to ostateczność. Mówimy tutaj o negocjacjach, mediacjach, ale też musimy zmienić świadomość nas samych, ale również pacjentów. Wierzyć w to, że jesteśmy w stanie wykorzystywać nasze kompetencje – podkreśliła Ewa Polkowska. I dodała, że pamięta swój pierwszy kurs, gdy uczyła się badania fizykalnego pacjenta.
- Uzyskałam kwalifikacje, ale nie miałam kompetencji po tym kursie. Musiałam przekonywać osoby wokół siebie do tego, że mogę to robić. Przekonywałam też moje koleżanki – wspomina ekspertka.
Natomiast prowadzący dyskusję Zbigniew Kowalski, który zajmuje się zawodowo komunikacją z pacjentem zaznaczył, że pielęgniarki, które zajmują się prowadzeniem pacjentów z konkretnymi chorobami niejednokrotnie mają wiedzę większą niż niejeden lekarz, który się w tych schorzeniach nie specjalizuje.
- Na swojej drodze zawodowej spotykam pielęgniarki, które są nie tylko edukatorkami w diabetologii, ale też zajmują się pacjentem ze stwardnieniem rozsianym, mukowiscydozą. I nagle okazuje się, że mają tysiąc razy większą wiedzę o tym, jak żyje taki pacjent, czego potrzebuje. Większą niż przeciętny lekarz, który się tą chorobą nie zajmuje. Hemofilia – okazuje się, że mamy kilku profesorów, którzy ją prowadzą, kilka ośrodków i ze sto pielęgniarek, które wiedzą wszystko o niej – o objawach, leczeniu. Znają każdego pacjenta. Hemofilia też stoi na pielęgniarkach w Polsce – skonstatował Zbigniew Kowalski.
Najważniejsze to rozwój
Natomiast wiceprezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Sebastian Irzykowski zauważył, że dotychczasowe spotkania, które odbyły się w różnych miejscach w Polsce przy współudziale okręgowych izb i miały zachęcić jak najwięcej pielęgniarek i położnych do podnoszenia swoich kompetencji na bezpłatnych kursach i szkoleniach, które są finansowane ze środków unijnych, wyzwoliły jedną istotną rzecz.
- Zaczęliśmy po raz kolejny rozmawiać, jak ma wyglądać pielęgniarstwo i położnictwo. Jak ma wyglądać kształcenie przeddyplomowe i podyplomowe. Ta dyskusja toczy się cały czas, ale po raz kolejny pojawia się w przestrzeni publicznej, dzięki również naszym wykładowcom. Widać, że jest taka potrzeba, byśmy ponownie nakreślili, jaki jest nasz stosunek do tych zagadnień. Z takim gotowym projektem, po raz kolejny, poszli do decydentów. Wiemy doskonale, że politycy lubią pokazywać swoją strategię wobec tych grup tylko wtedy, gdy jest im to potrzebne, gdy trzeba uspokoić środowisko, pokazać, że coś się zrobiło. My chcemy konkretów – stwierdził Irzykowski.
W Nowogrodzie na Podlasiu odbyła się jedna z konferencji cyklu spotkań z pielęgniarkami i położnymi z różnych części Polski. Spotkania były organizowane przez Naczelną Izbę Pielęgniarek i Położnych, która prowadzi projekt „Wsparcie kształcenia podyplomowego pielęgniarek i położnych”. Przewiduje on szkolenie 35 tys. pielęgniarek i położnych na 16 kursach, które są finansowane z funduszu unijnych. Na ten cel przeznaczono 112 mln zł. To odpowiedź UE na pandemię. Chodzi o to, by pielęgniarki i położne, zarówno z publicznych, jak i niepublicznych placówek zdobyły niezbędną wiedzę i umiejętności praktyczne m.in. jak opiekować się pacjentami w trakcie COVID-19 i po przebyciu tej choroby, ale nie tylko. Mogą również zapisać się na szkolenie poświęcone wsparciu psychologicznemu pacjenta i jego rodziny lub komunikacji interpersonalnej w pielęgniarstwie. Kursy specjalistyczne i kwalifikacyjne trwają do końca 2023 roku.
żródło: zdrowie.pap.pl
Powyższy materiał został opracowany we współpracy partnerskiej z Naczelną Izbą Pielęgniarek i Położnych.