Prof. Mitkowski: u niektórych pacjentów stymulacja bezelektrodowa nie ma bezpiecznej alternatywy
Stymulacja bezelektrodowa nie ma bezpiecznej alternatywy u niektórych pacjentów - twierdzi prof. Przemysław Mitkowski. Jego zdaniem to tylko kwestia czasu, kiedy stanie się ona jedną z podstawowych form leczenia stymulacji serca.
Stymulator bezelektrodowy po raz pierwszy zastosowano u pacjenta w grudniu 2013 r. w austriackim Linzu pod kierunkiem prof. Clemensa Steinwendera. Aparat taki jest niemal 10-krotnie mniejszy od klasycznego stymulatora. Dotychczas wszczepiono go 200 tys. chorych na całym świecie, w tym 500 polskim pacjentom.
„Stymulacja bezelektrodowa to rozwiązanie w przypadku grupy chorych, u których zastosowanie klasycznego układu stymulującego wiązałoby się z wysokim ryzykiem powikłań, zwłaszcza infekcyjnych. To przede wszystkim pacjenci onkologiczni, z immunosupresją, pacjenci z przewlekłymi, niegojącymi się przetokami skórnymi, chorzy ze specyficznymi uwarunkowaniami anatomicznymi, z niedrożnością układów żylnych” - zaznacza prof. Przemysław Mitkowski, kierownik Pracowni Elektroterapii Serca w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Poznaniu.
Specjalista wszczepił stymulator bezelektrodowy 100 pacjentom w naszym kraju. Wyjaśnia, że jest on pozbawiony dwóch elementów, które powodowały problemy w przypadku klasycznych stymulatorów. Pierwszy to kieszonka urządzenia, drugi to elektroda. W związku ze wszczepieniem mogą pojawiać się krwiaki kieszonki, istnieje także ryzyko jej zakażenia. Elektroda w ciągu doby ugina się około 100 ty. razy. „Ociera” o struktury, przez które przebiega, i po pewnym czasie zarówno izolacja, jak i przewodniki mogą ulec uszkodzeniu.
„W niektórych przypadkach klasyczne systemy pracują u pacjentów 15 a nawet 20 lat, jednak zdarza się, że znacznie wcześniej dochodzi do uszkodzenia elektrody czy problemów z kieszonką, co powoduje konieczność usunięcia stymulatora” - tłumaczy prof. Mitkowski.
Przypomina, że sama koncepcja stymulatora bezelektrodowego opracowana została już ponad pół wieku temu, w 1970 r. Pracę na ten temat opublikował wówczas dr Joseph W. Spickler z Kalifornii. „W późniejszych latach próbowano tworzyć prototypy pozbawionych elektrod układów stymulujących. Niestety, ówczesna technologia nie pozwalała na uzyskanie urządzenia, które miałoby zastosowanie kliniczne. Użyte w prototypach baterie rtęciowe starczały na zaledwie dwa miesiące, baterie nuklearne powodowały zbyt duże ekspozycje na promieniowanie jonizujące” - stwierdza.
Dopiero w grudniu 2013 r. w szpitalu w Linz w Austrii wszczepieni pierwszy komercyjnie dostępny układu do stymulacji bezelektrodowej Micra TPS VR. Obecnie bezelektrodowy stymulator jest małą kapsułką o objętości 0,8 cm sześciennych i waży zaledwie 2 g. Jest zatem o 90 proc. lżejszy i ma o 90 proc. mniejszą objętość niż standardowy stymulator z elektrodą. Wykazuje też długi okres eksploatacji - może pracować bez przerwy 10-12 lat.
Prof. Mitkowski uważa, że technologia stymulacji bezelektrodowej została doprowadzona do perfekcji. „W ciągu 10 lat w jej przypadku nie mieliśmy ani jednego ostrzeżenia producenta. A warto pamiętać, że wszczepianie układów stosowanych w elektroterapii jest niezwykle precyzyjnie monitorowane i wszelkie powikłania są raportowane do producenta” - dodaje.
Podkreśla, że jak mną razie nie zdarzył się żaden systemowy błąd w stymulatorze bezelektrodowym. „Nie dochodziło do uszkodzeń mechanicznych układów ani korozji jego elementów” - twierdzi.
Wciąż powstają nowe generacje stymulatora bezelektrodowego wyposażone w dodatkowe funkcje. „Pierwsze układy bezelektrodowe stymulowały wyłącznie komory serca, najnowsze modele potrafią rozpoznawać skurcz przedsionków. Jednak nawet najprostsze układy, w stosunku do klasycznych stymulatorów z elektrodą, to wciąż przełom” - przekonuje.
Stymulatory bezelektrodowe nie są wciąż powszechnie wykorzystywane z powodów finansowych. Trwają jednak starania objęcia tej metody terapii refundacją. „Wiążemy z tym ogromne nadzieje” - zaznacza. Bo to zwiększy dostęp do stymulacji bezelektrodowej, szczególnie dla pacjentów, dla których nie ma rozsądnej alternatywy klinicznej.
„Nie mniej istotne, że z punktu widzenia efektywności kosztowej proces leczenia przy użyciu tego wyrobu medycznego jest w perspektywie kilku lat zdecydowanie tańszy niż próby wykorzystywania standardowych możliwości u chorych, u których z dużym prawdopodobieństwem możemy spodziewać się powikłań, jeśli spróbujemy skorzystać z klasycznych rozwiązań” - twierdzi specjalista.
Nadmienia, że zna historie wielu ośrodków, które wszczepiły stymulator bezelektrodowy pacjentom, którzy naprawdę wymagali tej technologii, a nie uzyskały refundacji. „Taka sytuacja nie powinna się zdarzać. Musimy mieć dostęp do odpowiednich rozwiązań - zwłaszcza do tych, na które pacjenci po prostu nie mogą zaczekać, ponieważ od ich zastosowania zależy życie” - stwierdza.
To powinno się wkrótce zmienić. „W ostatnich dniach ukazało się rozporządzenie Ministra Zdrowia umieszczające omawianą technologię w koszyku świadczeń gwarantowanych” - informuje prof. Przemysław Mitkowski.
żródło: naukawpolsce.pap.pl
zdjęcie: Adobe stock
O stymulacji i nowych procedurach pisaliśmy w artykułach: